Końcówka roku w międzyrzeckiej oświacie jest bardzo burzliwa, choć burmistrz Artur Grzyb przekonuje, że to tylko burza w szklance wody. Najpierw emocje wywołała reorganizacja polegająca na utworzeniu zespołów szkół nr 1 oraz nr 2. Następnie do rodziców pierwszaków ze Szkoły Podstawowej nr 2 „wyciekła” informacja o planach łączenia klas w celach oszczędnościowych.
Delegacja rodziców zaprotestowała przeciw temu najpierw na posiedzeniu komisji oświaty, a później na sesji rady miasta. W „dwójce” są teraz trzy pierwsze klasy, w których uczy się 18, 20 i 21 uczniów. Burmistrz jednoznacznie dał do zrozumienia, że nie zgadza się na funkcjonowanie klas mniejszych niż 20-osobowe.
Rodzice, którzy pojawili się na sesji rady miasta byli zdziwieni, że takie plany są rozważane bez informowania ich o tym. Zdziwiony był także burmistrz. - Jestem zaskoczony, że dowiedzieliście się czegokolwiek od dyrektorów szkół przed zatwierdzeniem arkuszy organizacyjnych. Drodzy państwo nie mamy dzieci i to jest powód tego wszystkiego.
Dyskusję szybko przeniesiono z sali obrad do gabinetu burmistrza, w którym zrobiło się tłoczno. Dziesięciorgu rodzicom towarzyszyło bowiem jeszcze dwóch radnych i kilkoro dziennikarzy.
- Poprosiłem o spotkanie dyrektorów szkół, żeby problem rozwiązać delikatnie. Z jednej strony, aby w klasach było jak najmniej dzieci, a z drugiej nie było sytuacji, że jest ich 18 czy 19, bo przestaje to być w jakikolwiek sposób ekonomicznie opłacalne, chyba, że są to klasy sportowe – tłumaczył burmistrz.
Zapowiedział, że przed łączeniem klas uchronić może namówienie rodziców z innych szkół, aby przenieśli swoje dzieci do „dwójki”. - Musimy wyważyć dobro dziecka i ekonomię. Rocznie do oświaty dokładamy ponad 4 mln zł. Powołując zespoły umożliwiliśmy tworzenie klas integracyjnych i sportowych, bo każda taka klasa, to jeden etat nauczycielski więcej. Po to te klasy, aby jak najmniej nauczycieli straciło pracę - przekonywał.
Rodzicom przyszli w sukurs radni.
- Moje dziecko w tym roku pisze maturę, i z jego klasy tylko czterech chłopców do niej podchodzi – mówił Mirosław Jung. - Dlaczego? Bo nauczyciele wychodzą z założenia, że zaległości tworzą się na poziomie szkoły podstawowej, czy to z matematyki czy języka polskiego. I chodzi o to, aby były mniej liczne klasy, bo wtedy nauczyciel ma więcej czasu dla każdego z uczniów.
Wtórował mu radny Bogdan Ślósarski: - Jestem nauczycielem i wiem, że łatwiej pracować w mniej licznej klasie, bo można wtedy bardzie pomóc uczniowi.
Rodzice prosili, aby nie robić krzywdy dzieciom, bo zżyły się ze sobą i z nauczycielami.
Ze spotkania wyszli z przekonaniem, że przed połączeniem klas w „dwójce” może uratować jedynie namówienie innych, aby przenieśli do tej szkoły swoje dzieci.
«Weather forecast from Yr, delivered by the Norwegian Meteorological Institute and NRK»
Copyright 2020 © Międzyrzec.info
Lokalny portal informacyjny