Ósmego czerwca w 70. rocznicę krwawych wydarzeń przy stojącym tam pomniku polową mszę świętą odprawił ks. płk. Andrzej Dziwulski, kapelan Garnizonu Siedlce. – Nasza pamięć i wdzięczność ma trwać przez pokolenia jako historyczna prawda i przestroga, co może uczynić człowiek żyjący bez Boga – mówił w homilii.
Inicjatywa przeprowadzenia ekshumacji na uroczysku Baran pojawiła się w 1980 roku. Częściowo udało się ją zrealizować w roku 1990. Do dziś jednak rozmiary ludobójstwa dokonanego przez NKWD i Informację Wojskową LWP pozostają nieznane.
W lipcu 1944 roku po przejściu frontu w Kąkolewnicy rozkwaterował się sztab marszałka Rokossowskiego. W październiku trafił tam sztab II armii Ludowego Wojska Polskiego z generałem Świerczewskim na czele. Z Rokossowskim przyszło NKWD, ze Świerczewskim Informacja Wojskowa LWP, i to właśnie te dwie formacje należy obarczać odpowiedzialnością za zbrodnie dokonane w Kąkolewnicy.
Wojsko wysiedliło całą Kąkolewnicę Północną i Południową, oraz częściowo także Wschodnią. Z relacji świadków wynika, że ludzi wyrzucano bez dobytku, nie pozwalając niczego zabrać. W chatach rozlokowało się wojsko. Wszelkie spichlerze, komórki i piwnice wykorzystano natomiast do więzienia ludzi. A byli to żołnierze Armii Krajowej, dezerterzy z LWP, często siłą do niego wcieleni, a także ludność cywilna. Mordowano ich na miejscu bądź przewożono do oddalonego o 3 km od Kąkolewnicy lasu Baran.
Rozmiarów ludobójstwa dokonanego w Kąkolewnicy do dziś nie zdołano oszacować, choć próbowali tego historycy, dziennikarze, członkowie niepodległościowych organizacji kombatanckich. W 1997 roku w serii „Na szlaku WIN” ukazała się publikacja Jana Kołkowicza (wydana nakładem PPH „Zapis Wschodni”) zatytułowana „Uroczysko Baran”. Autor włożył wiele wysiłku w dotarcie do świadków ponurych wydarzeń, dzięki czemu udało mu się przedstawić choć zarys tragedii.
- Teren uroczyska poryty był starymi rowami z lat I wojny światowej, nazywanymi przez miejscową ludność fosami. NKWD wykorzystało te „udogodnienia” do grzebania pomordowanych – pisał J. Kołkowicz. - W styczniu 1945 roku, kiedy ruszył front na Wiśle, Sowieci zaczęli pośpiesznie zacierać ślady. Opuszczając Kąkolewnicę splantowali stare rowy, a na nich zasadzili młode sosenki. Nie skryły one jednak tajemnicy. Ziemia po latach przemówiła. Zaczęła się zapadać. Przez całe następne lata rozmywana deszczem, rozgrzebywana przez lisy i bezpańskie psy, zaczęła niby w rozpaczliwym geście skargi wyrzucać na zewnątrz swój straszliwy owoc, kości ludzkie, grzebane płytko, zasypywane niedbale. Czaszki, piszczele i żebra walały się po całym uroczysku. Ludność choć paraliżowana strachem, bo UB wciąż węszyło, zbierała je ukradkiem i zakopywała po kryjomu w sobie tylko znanych miejscach.
J. Kołkowicz dowodzi, że dokumentację na temat zbrodni w Kakolewnicy już w 1946 roku zaczęli gromadzić żołnierze z podlaskiego inspektoratu WIN: „Latem 1945 roku por. Jerzy Skoliniec, ps Kruk”, znając częściowo ponurą tajemnicę uroczyska Baran i widząc usychające sosenki na fosach, dla oznaczenia tego miejsca zatknął na nim prowizoryczny brzezinowy krzyż (...) W następnych latach trwała wojna z Urzędem Bezpieczeństwa w Kąkolewskim lesie. W miejscu, gdzie stał brzozowy krzyż Kruka, miejscowa ludność wzniosła nowy, okazalszy. Bezpieka usuwała go w dzień, mieszkańcy zaś stawiali na nowo, w nocy”.
Zamiar rozwikłania ponurej tajemnicy w oparciu o ekshumację i posiadany materiał dokumentalny, a także na podstawie relacji świadków, wywodzących się z miejscowej ludności, powstał już w 1980 roku, ale stan wojenny przekreślił jego realizację.
Częściową ekshumację udało się przeprowadzić dopiero w kwietniu 1990 roku, dzięki staraniom m.in. Mirosława Barczyńskiego z Muzeum Południowego Podlasia oraz J. Kołkowicza. W inicjatywę zaangażowane były niepodległościowe organizacje kombatanckie oraz NSZZ „Solidarność”.
- Wyrywkowo z dwóch dołów, rozkopanych przez wojsko w czasie trzydniowych prac, wydobyto zaledwie 16 szkieletów, co miało raczej wymiar symboliczny – wspominał J. Kołkowicz. - Przekopanie całego uroczyska, liczącego kilkanaście hektarów drzewostanu, było praktycznie niemożliwe, zważywszy czas i środki techniczne, jakimi dysponowano. Zastosowanie echosondy do prac wykrywkowych okazało się mało przydatne. Natomiast badanie metodą podczerwieni, przy pomocy zdjęć lotniczych nocą, chociaż skuteczniejsze, było zbyt kosztowne.
– Spędziłem w tym lesie pół roku, on tak łatwo swojej tajemnicy nie odda – mówił o tych wydarzeniach bialski historyk Mirosław Barczyński. - Po tylu latach trudno ustalić miejsca masowych grobów, zwłaszcza że informacje o nich pochodzą z trzecich ust. Bezpośrednich świadków tych zbrodni było niewielu, większość już nie żyje. Wtedy rozstrzeliwano w co drugiej miejscowości i takich miejsc na Podlasiu jest bardzo dużo. W lesie Kania koło Trzebieszowa zamordowano około 200 osób. W przypadku uroczyska „Baran” liczbę ofiar szacuje się od 700 do 1200 - mówił.
To co wykryto na uroczysku mogło wzbudzać przerażenie. Ekshumacja wykazała dzikie zwyrodnienie oprawców. Dowiodła na przykład, że ręce i nogi ofiar w większości wypadków powiązane były drutem, kości zaś połamane jeszcze za życia, co stwierdzili biegli medycyny sądowej. Poza tym skazańców dobijano w dole. Każda z odkopanych ofiar ukazywała odrębny dramat ludzki. Na przykład położenie, w jakim odkopano jeden ze szkieletów, z nogami sterczącymi w górze dowodziło, że więźnia zepchnięto żywcem, a pocisk znaleziony pod przestrzeloną czaszką, że dobito go w dole.
– W Kąkolewnicy nikt nie zadawał pytań, nie odczytywał wyroków. Świadkowie, którzy przypadkowo zabłąkali się do lasu „Baran” i obserwowali to z daleko, opowiadali, że po prostu podjeżdżał samochód, wyładowywał ludzi nad wykopanym uprzednio dołem. Były strzały w głowę, ludzie padali – opowiadał prokurator Leszek Furman, który z ramienia IPN przeprowadzał na uroczysku drugą nieudaną próbę poszukiwania szczątków pomordowanych.
W 1980 roku rodziny pomordowanych żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych wzniosły na uroczysku symboliczną mogiłę, z metalowa płytą, na której wyryto nazwiska pomordowanych. Pomnik upamiętniający ofiary mógł tam stanąć dopiero 13 lat później.
«Weather forecast from Yr, delivered by the Norwegian Meteorological Institute and NRK»
Copyright 2020 © Międzyrzec.info
Lokalny portal informacyjny