Jak poinformowało nas Stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt, pies został odebrany od właściciela zgodnie z przepisami Ustawy o Ochronie Zwierząt, art. 7.3 w związku ze złamaniem art. 6.2 pkt. 10, 12, 17 i 19. - Zwierzę było utrzymywane w stanie skrajnego, wręcz patologicznego wychudzenia. Miało widoczne żebra, kości kręgosłupa, guzy biodrowe, miało zaniki mięśniowe na linii czaszki, co ewidentnie wskazywało na to, że organizm nie przyjmując pożywienia, podbierał odpowiednie składniki z mięśni psa - informuje Katarzyna Cabańska ze Stowarzyszenia Pogotowie dla Zwierząt. - Pies nie miał siły wyjść z budy. Przy każdej próbie podniesienia się, upadał. Zwierzę było utrzymywane w boksie, na gołych deskach, bez żadnego ocieplenia, które ogrzałoby ciało zwierzęcia w takim stanie osłabienia. Pies trząsł się i miał odruchy neurologiczne. Obok tego okolice odbytu powalane były kałem, krwią i ropą. Cały ogon był silne posklejany tą mazią. Zwierzę było również silnie zapchlone. Dodatkowo na dziąsłach obecne były ropiejące zmiany.
Kojec, w którym przebywało zwierzę
Resztki pokarmu (wydziobane przez ptaki), który pies otrzymał w dniu odebrania właścicielom (fot. kadr z filmu)
Jak informuje stowarzyszenie pies nie miał dostępu do wody, a w garnku który był przewrócony znajdowały się resztki z obiadu, które nie stanowią odpowiedniego pokarmu dla psa, mogą być nawet zagrożeniem dla zdrowia. - Podczas interwencji na nasze pytanie, czemu pies jest w takim stanie, właściciel odpowiedział, że pies jest po prostu stary. Następnie twierdził, że był z nim u lekarza weterynarii, którym miał być jego brat. Nie potrafił natomiast odpowiedzieć, na co zwierzę było leczone, nie potrafił też okazać dokumentacji, czy choćby książeczki zdrowia i nie chciał podać namiaru do lekarza weterynarii, który badał zwierzę - wyjaśnia Katarzyna Cabańska. - W dalszej części rozmowy stwierdził, że pies otrzymał zastrzyk, ale nie wiedział jaki i nie potrafił odpowiedzieć, w jakim celu był podany zastrzyk, skoro zwierzę było po prostu stare. Co do odbioru zwierzęcia, może go według Ustawy o Ochronie Zwierząt dokonać upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt. W przypadku zagrożenia zdrowia i życia mamy nawet taki obowiązek. Podczas odbioru zwierzęcia spisywany jest protokół, którego oryginał przekazany zostaje właścicielowi, co miało miejsce w tym przypadku.
Przedstawicielka stowarzyszenia dodaje, że interwencje przeprowadzane są w rękawiczkach, jest również zachowany odpowiedni odstęp od osób trzecich. - Stosujemy się zatem do wymogów bezpieczeństwa w tym zakresie. Codziennie odbieramy kilka zwierząt w złym stanie, rocznie około tysiąca - dodaje Cabańska.
Właściciel psa jest oburzony zachowaniem przedstawicieli stowarzyszenia i zaprzecza jakoby zachowywał się agresywnie. Uważa również, że pies został odebrany mu bezpodstawnie. Pies, przede wszystkim, nie ma 10 lat jak podaje stowarzyszenie, a 16. - Pies jest już stary, trochę głuchy i schorowany, nie był nigdy głodzony, ostatnio zachorował i stracił łaknienie, choroba go wycieńczyła, owszem, słaniał się na nogach ale po chorobie jest to normalne że dopiero zaczął odzyskiwać siły. Pies stał w kojcu 5 na 4m2 z drewnianym podestem i ocieploną budą. W czasie panującego koronawirusa owi "pseudo ratownicy zwierząt" wtargnęli na naszą posesję bez eskorty policji czy straży miejskiej (czytaj więcej art.7 ust3 z roku 1997 o ochronie zwierząt), rozmawiali z córką niepełnoletnią w bliskiej odległości od niej, nie przedstawiając się, mignęli legitymacją przed nosem, nie mieli rękawiczek ochronnych ani maseczek. Córka która obserwowała całą sytuację z okna widziała jak "ratownicy" wycieńczyli psa szarpiąc, a następnie wciągając i wyciągając go z budy, a następnie zmanipulowali nagrany filmik - opowiada właściciel czworonoga. - Dlaczego nagrali tylko właz z budy i nic poza tym, w kojcu stało jedzenie, które dostał rano tak jak co dzień, nie nagrali jak wygląda buda, kojec, po prostu nagrali to co chcieli dla większej sensacji. Szczególnie dla dzieci był to przykry widok gdzie najmłodsze córki (10-12 lat) się popłakały, najmłodsza powiedziała ,,Mamo nie mogłam nic zrobić żeby ratować pieska ponieważ nie można wychodzić z domu".
Zdjęcie zdrowego psa wykonane w czerwcu 2019 roku (fot. arch. właścicieli psa)
Kot należący do właścicieli posesji (fot. arch. właścicieli psa)
Właściciel psa z Międzyrzeca Podlaskiego dodaje, że pies chorował. Miał biegunkę i nie jadł. - Tak, był wychudzony, ale ja go nigdy w życiu nie głodziłem, mogą to potwierdzić sąsiedzi. Jak pies mógł nie być rok karmiony? Mam nawet zdjęcia z czerwca, jedna z moich córek w kojcu przy psie stoi, gdzie pies miał się znakomicie - mówi mężczyzna. - Wyszukaliśmy w internecie z żoną, że te fundacje wykradają psy i robią zrzutkę pieniężną po to, żeby mieć kasę.
Sporna zdaje się być również kwestia leczenia zwierzaka. Mężczyzna przyznaje, że pies nie był leczony u weterynarza, a domowymi sposobami. Zaprzecza natomiast jakoby był agresywny, mówi, że to on został zaatakowany. - Kiedy powiedziałem, że wzywam policję, przedstawiciele stowarzyszenia momentalnie powsiadali do samochodu. Psu nic nie zrobiłem, przez 16 lat ten pies u mnie był.
W niedzielę wieczorem Pogotowie dla Zwierząt poinformowało na swoim Facebooku, że pies ma na imię Czaki, oraz że "nadeszły z laboratorium wyniki jego krwi. Te jak na stan psa były całkiem niezłe. To oznacza, iż narządy psa są w porządku, oraz nie toczy się tam żaden proces nowotworowy. Takie podejrzenia pojawiły się na początku. Jak twierdzą lekarze, pies jest niedożywiony oraz posiada ropień gruczołu okołoodbytowego. Musiał cierpieć bardzo długo. Podczas zabiegów oczyszczono wszystkie miejsca, gdzie "Czaki powalony był kałem, moczem, ropą i odchodami". Zwierzę jest pod obserwacją i czeka na leczenie.
- Łatwo jest oceniać innych nie znając historii psa. A taki opis jaki oni opublikowali zachęca do wpłacania datków "na leczenie". Gdyby córka nie wybiegła za nimi w klapkach do samochodu to odjechaliby nie czekając na osobę dorosłą (jednym słowem prawie kradzież). Żenująca sytuacja, która spędza nam sen z powiek, nie mówiąc, co przeżywają w tej sytuacji dzieci. Ciągle pytają o naszego psa, co mamy im odpowiedzieć? Po internecie krążą hejty, dla nas też to jest trudna sytuacja i przykro nam, że nas tak oceniają nie znając prawdy. Nie jesteśmy zwyrolami, kochamy swoich członków rodziny, w tym nasze zwierzęta i staramy się ich traktować najlepiej jak tylko potrafimy. Mamy też kota, nie głodzimy go, opiekujemy się nim razem z dziećmi - kończy właściciel zwierzaka.
Nagranie wideo udostępnione przez Stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt
«Weather forecast from Yr, delivered by the Norwegian Meteorological Institute and NRK»
Copyright 2020 © Międzyrzec.info
Lokalny portal informacyjny