W 1918 roku Międzyrzec Podlaski znajdował się na obszarze podległym dowództwu Armii Wschodniej, które pilnowało dyscypliny w podległych jednostkach. Niemcy nie oszczędzali miejscowej ludności, dokonując bezwzględnych rekwizycji żywności.
„Listopad 1918 zastał społeczeństwo międzyrzeckie nieprzygotowane do przejęcia władzy i uczestniczenia w odbudowie niepodległej Polski” – pisał Józef Geresz w książce „Międzyrzec Podlaski. Dzieje Miasta i Okolic”. Komórka Polskiej Organizacji Wojskowej, która powstała z inicjatywy księdza wikariusza Władysława Augustynowicza, zaledwie po kilku tygodniach funkcjonowania musiała się ujawnić, podejmując próbę przejęcia władzy w mieście. Było w niej 50 osób, źle wyszkolonych i praktycznie bez broni.
11 listopada dotarły do miejscowego niemieckiego garnizonu informacje o rewolucji w Niemczech i zajęciu Warszawy oraz Siedlec przez polskie wojsko. Doszło do buntu. Komendant miasta hauptmann Kwapp mógł liczyć jedynie na lojalność 24 żołnierzy. Następnego dnia został niemal zlinczowany. Przybyłą z Brześcia delegację Wschodniej Armii buntownicy rozbroili. Następnie wielu z nich wyjechało do Białej Podlaskiej.
Niemcy porzucili posterunki w mieście. Zapanowała samowola, zaczęły się rabunki. W tej sytuacji musieli ujawnić się członkowie POW. Zawarto porozumienie z buntownikami z garnizonu i 13 listopada na ulicach pojawiły się mieszane patrole niemiecko–polskie, które miały utrzymać porządek.
Tego samego dnia z Łukowa przybył oddział POW sierżanta Ignacego Zowczaka, który fortelem doprowadził do złożenia broni przez Niemców. Przekonał Radę Żołnierską garnizonu, że na Międzyrzec ciągnie polskie wojsko oraz żądni zemsty chłopi z widłami. W sumie, po połączeniu z międzyrzecką komórką POW, pod komendą Zowczaka było 70 ludzi, w tym tylko 30 uzbrojonych. Tymczasem w porozumieniu Niemcom zagwarantowano zatrzymanie broni krótkiej i dostęp do telefonów, co później okazało się brzemienne w skutkach.
Badacz dziejów Międzyrzeca dr Józef Geresz stwierdza, że „obowiązki komendanta miasta przerastały możliwości polityczne, organizacyjne i wojskowe 26-letniego sierżanta Ignacego Zowczaka”. Przede wszystkim zlekceważył on fakt, że w Białej Podlaskiej i Brześciu wciąż stacjonują zdyscyplinowane i dobrze uzbrojone oddziały niemieckie. Poza tym w zasadzie odrzucił oferty pomocy ze strony Romana Makowskiego i podchorążego Zdanowskiego, którzy przybyli ze swoimi oddziałami z Kąkolewnicy i Łukowa.
Peowiacy nie upilnowali komendanta Kwappa, który uciekł do Białej Podlaskiej i podzielił się z tamtejszym dowództwem informacjami na temat sytuacji w Międzyrzecu. Zbiegło się to w czasie z decyzją dowództwa Armii Wschodniej o odzyskaniu kontroli nad utraconymi miejscowościami. Niemcy opanowali Białą i zaatakowali Janów Podlaski oraz Łomazy. Zowczak lekceważył sygnały o zagrożeniu. A Niemcy mogąc swobodnie poruszać się po mieście śledzili ruchy POW i donosili o nich telefonicznie do bialskiego garnizonu.
W nocy 16 listopada do Międzyrzeca wjechały dwie ciężarówki wypełnione niemieckimi żołnierzami. Żołdacy po drodze zatrzymali się w miejscowości Wysokie. Zamordowali tam dzierżawcę folwarku, z zemsty za udział jego syna w rozbrajaniu Niemców.
Tej nocy Zowczak dał odpocząć swoim najbardziej wartościowym podkomendnym i zgromadził ich na nocleg w Pałacu Potockich. Straż w mieście objęli niedoświadczeni międzyrzeczanie. Pierwsze strzały padły na szosie Brzeskiej, której pilnował 3-osobowy posterunek. Zginął tam Edward Zubik.
Do kolejnej potyczki doszło koło młyna na obecnej ulicy Narutowicza. Niemcy zabili jednego wartownika, drugi uskoczył za grubą topolę i ostrzeliwał się stamtąd. W końcu w zamieszaniu w rękach jednego z napastników eksplodował granat, raniąc kilku kamratów. Niemiecka ciężarówka zawróciła.
Nad ranem zakwaterowani na pierwszym piętrze pałacu Niemcy przez nikogo niepokojeni opuścili budynek. Zaraz po tym na pałacowe mury spadły serie dwóch karabinów maszynowych. Przez okna wpadły granaty. Zaskoczeni w śnie Peowiacy nie mieli szans na skuteczną obronę, tym bardziej że w budynku pojawił się ogień. Jedenastu Polaków zdołało uciec do parku. Ci, którzy wydostali się na dziedziniec ginęli od niemieckich kul. Żołdacy nie brali jeńców. Wszystkich dobijali bagnetami.
Niemieccy żołnierze rozpoczęli systematyczną pacyfikację miasta. Strzelali do każdego kto pojawił się na ulicach, do domów wrzucali granaty, grabili. Szczególnie zaciekle szukali członków i sympatyków POW.
Dworska kucharka Antonina Kierekiesza była świadkiem zabójstwa zastępcy komendanta miasta – Adama Markiewicza: „Dwóch Niemców przyprowadziło go do bramy przy komendanturze i postawiwszy przy murze, zadawali bagnetami śmiertelne ciosy. Zniósł je jak prawdziwy bohater – skonał z zaciśniętymi ustami”.
Oddział POW wysłany na odsiecz z Łukowa do Międzyrzeca napotkał na silny ogień niemiecki i zawrócił. Porażkę ponieśli również Niemcy, którzy ruszyli na Kąkolewnicę. Wpadli w zasadzkę w lesie Grabowiec i w panice uciekli do Międzyrzeca.
Terror w mieście trwał przez kolejne dni. Niemcy opuścili Międzyrzec po kryjomu nocą, dopiero 18 grudnia. W parku Potockich rozkopano zbiorową mogiłę, w której zasypano zamordowanych Peowiaków. 21 grudnia cała społeczność zgromadziła się na ich pogrzebie.
4 października 1931 roku w centrum miasta (obecnie Plac Jana Pawła II) uroczyście odsłonięto okazały pomnik ku czci poległych w 1918 roku.
Opracowano na podstawie książki dr. Józefa Geresza „Międzyrzec Podlaski. Dzieje Miasta i Okolic”
«Weather forecast from Yr, delivered by the Norwegian Meteorological Institute and NRK»
Copyright 2020 © Międzyrzec.info
Lokalny portal informacyjny