Kontrowersyjna sprawa wydobycia kruszywa kopalnianego pod pretekstem budowy stawów rybnych znana jest od lat i co pewien czas media informują o kolejnych samowolach na różnych terenach Polski. Tym razem z podobną działalnością przyszło się zmierzyć mieszkańcom Pereszczówki (gm. Drelów), choć ze skutkami wydobycia borykają się też okoliczne miejscowości. We wspólnym działaniu przeciwko podobnym praktykom upatrują swoje możliwości społecznicy wsi Pereszczówka i Strzyżówka, w których przeładowane ciężarówki niszczą nowo wyremontowane drogi, a przy okazji stwarzają zagrożenie dla ruchu pieszego i rowerowego. Dodatkowo obawiają się, że kolejna inwestycja, kopalnia kruszywa, której powstanie w pobliżu już jest zapowiadane i trwają urzędowe procedury, znacząco wpłynie na obniżenie poziomu już i tak niskich wód gruntowych.
Liderzy protestu, Zbigniew Korolczuk z Pereszczówki i Radosław Michalczuk ze Strzyżówki zwrócili się do redakcji Międzyrzec.info o zainteresowanie sprawą, która trwa już ponad rok, przedstawiając przebieg dotychczasowych działań i bieg pism wystosowanych do instytucji mających bezpośredni wpływ na kontrolowanie wydobycia kruszywa przez Sławomira H., właściciela firmy CAN-DOM, działającego w imieniu inwestora i właściciela działki Renaty H.. W ostatnią sobotę lipca br. odbyło się również spotkanie mieszkańców z wójtem, na którym omówiono szereg kwestii dotyczących protestu.
Mamy wrażenie, że działania są tylko pozorne
- Jako sąsiedzi otrzymaliśmy informację o budowie stawów, przeciw którym nie protestowaliśmy. Wozili piach, jak to na początku każdej budowy. Jak zobaczyliśmy, co się dzieje, najpierw w pełnym zaufaniu zwróciliśmy się z tym do wójta gminy, potem odbyło się też zebranie wiejskie. Według nas nie wyglądało to na budowę stawów, więc zaczęliśmy pisać do różnych instytucji, czego nie robił nikt, a zwłaszcza instytucja, która powinna się tym interesować, czyli wójt – relacjonuje już ponadroczne początki spornej kwestii Zbigniew Korolczuk , którego rodzinna posesja znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie „stawów”. Systematycznie od sierpnia 2020 r. wystosowywano pisma z wnioskiem o kontrole do wójta, starosty bialskiego, Wyższego Urzędu Górniczego, Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie i Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, a informacje o działaniach WIOŚ przesłano również do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. Na skutek podjętych działań Urząd Górniczy dwukrotnie przeprowadził kontrole, a stwierdzając podejrzenie nielegalnego wydobycia kruszywa wszczął postępowanie o naliczenie opłaty podwyższonej. Wody Polskie pokontrolnie potwierdziły naruszenie pozwolenia wodno-prawnego i wniosły o jego cofnięcie. Według Nadzoru Budowlanego naruszono przepisy budowlane, co skutkowało wstrzymaniem budowy i wydaniem decyzji o przywróceniu stanu poprzedniego. Pozwolenie na budowę stawu określa bowiem głębokość 2,8 m, a kontrole we wrześniu potwierdziły przekroczenie o ponad 2 m, co daje głębokość 5 m. Obecna głębokość wykopu nie jest znana, jednak, jak podkreśla Korolczuk, prace trwają od września do dziś, może więc być dużo głębiej. – Ta decyzja została uchylona, bo Nadzór zrobił to nierzetelnie, a inwestor nadal pracował – opowiada Korolczuk. - Wójt gminy Drelów, do którego w sierpniu ubiegłego roku wnieśliśmy wniosek o wydanie decyzji w zakresie naruszenia stosunków wodnych, wydawał tę decyzję przez 9 miesięcy. Jak już SKO w Białej orzekło, że jego postępowanie rażąco narusza prawo, wydał decyzję, która również została uchylona ze względu na naruszenie procedur. Dzisiaj jest taka sytuacja, że wiele instytucji przy tym działa, a my mamy nieodparte wrażenie, że to działania pozorne. Wydają decyzje, które już na pierwszy rzut oka nie mają prawa się utrzymać – zauważa i przyznaje, że dużą winę upatruje w działaniach wójta i starosty bialskiego.
Gmina musi działać w granicach prawa
- Z pokorą przyjmuję krytykę i jest ona w części uzasadniona. Rzeczywiście, być może mogliśmy pewne sprawy załatwić szybciej. Z tej krytyki wyciągamy wnioski i te procedury będziemy w przyszłości przyspieszać. Dla całości sprawy i interesów wnioskodawców czy skarżących to się jednak nie przekłada w sposób negatywny - odpowiada na zarzut wójt gminy Drelów Piotr Kazimierski . – Sprawa jest trudna i wielowątkowa. Wody Polskie wydały stosowną decyzję na budowę ziemnych stawów rybnych, jednak, jak zauważyli mieszkańcy, zakres budowy i ilość wydobywanych kopalin świadczyło o tym, że jest tam prowadzona kopalnia piasku . Jak zauważa włodarz, gmina w tym momencie hipotetycznie może tracić dochody. Kopalnie są objęte koncesjonowanym działaniem i gmina otrzymuje podatki z tytułu wydobywania kopalin i działalności gospodarczej, a takowego podatku nie ma w przypadku budowy i eksploatacji stawów. – Ponad rok temu poinformowałem w tej sprawie Urząd Skarbowy, ponieważ jako gmina nie mamy instrumentów prawnych, by dochodzić roszczeń - dodaje . - Równocześnie zawiadomiłem Urząd Górniczy i prosiłem o zajęcie stanowiska. Może się wydawać, że samorząd jest opieszały, ale trzeba mieć świadomość tego, że gmina musi działać w granicach prawa .
Na chwilę obecną nie jest znana ilość wydobytego kruszywa i kwota strat, jakie mogła ponieść gmina. Zbigniew Korolczuk, biorąc pod uwagę pomiary Okręgowego Urzędu Górniczego z dnia 21 września 2020 r., podjął się jednak oszacowania tonażu i kwot, jakie winny być naliczone po dwóch miesiącach działalności inwestora.
Powierzchnia wyrobiska w tamtym czasie wynosiła 3.236 m3, a głębokość sięgała 4-5 m. Po odjęciu nakładu samego piasku i żwiru można przyjąć 4 metry, co daje 12.944 m3. Przemnożenie objętości przez wagę piasku 1,6 t/m3 i stawkę opłaty podwyższonej 26,4zł/t daje kwotę 546.754,56 zł. - Zgodnie z art. 141 ust. 1 ustawy prawo geologiczne i górnicze, wpływy z tytułu opłat w 60% stanowią dochód gminy, czyli po dwóch miesiącach działalności wynosiłoby to 328.052,74 zł dla gminy, a przecież kopalnia działa do dzisiaj, tj. rok – szacuje Korolczuk.
Decyzja, która pozwala interpretować, jest nieważna
Jedną z ważniejszych kwestii, którą poruszają sąsiedzi wyrobiska, jest obsypywanie się hałd na ich posesję. - By móc wydobywać żwir inwestor musiał zhałdować górną część czarnej ziemi. Usypał 10-metrową hałdę koło naszej granicy w ten sposób, że obsypuje się ona na naszą posesję, a jak jest deszcz to płynie po niej woda i błoto – opowiada Korolczuk i dodaje, że według jego ostatnich obserwacji, inwestor zaczął zbierać górną część nasypu, by móc dotrzeć łyżką koparki i odsunąć ziemię od granicy z jego działką o około metr. - To jest jakby pokłosie decyzji wójta, która również została uchylona, bo wójt, jak został zmuszony do jej wydania, nakazał usunąć hałdę z bezpośredniego sąsiedztwa naszej działki – twierdzi. – Decyzję zaskarżyłem ja, jak i inwestor, bo pojęcie „bezpośredniego sąsiedztwa działki” jest niedookreślone. To może być metr lub 20 metrów. A decyzja, którą można interpretować, jest niewykonalna, zatem nieważna. Inwestor odsuwa więc hałdę o 1 metr.
Wydanie decyzji oraz jej zaskarżenie potwierdza wójt Kazimierski, zauważając jednocześnie, że trwające postępowanie w jego ocenie będzie nastawione w dalszym ciągu na utrzymanie decyzji w mocy z poprawnym jej doprecyzowaniem. – Gmina wydała decyzję nakazującą inwestorowi rozebranie hałd piasku, ponieważ naruszały stosunki wodne. Decyzja została zaskarżona przez panów Korolczuka i inwestora, wróciła do ponownego rozpoznania i gmina nad nią pracuje. Ponieważ oczekiwania obu panów wzajemnie się wykluczają, gmina będzie miała obowiązek wydać kolejną decyzję. Musimy ściśle przestrzegać prawa i bronić swojego stanowiska, ponieważ nie widzę możliwości, by zmienić swoją decyzję. Nadal będę domagał się usunięcia urobku, którego ilość wpływa negatywnie na grunty sąsiednie – wyjaśnia Kazimierski. Zauważa również, że zarówno w jego, jak i podobnie brzmiącej, wydanej przez Nadzór Budowlany, decyzji o zasypaniu części wyrobiska, nadal trwa postępowanie rozpoznawcze i działania instytucji będą zmierzały do nakazania inwestorowi przywrócenia zbiornika do stanu prawnego określającego głębokość 2,8 m.
Każdy ma prawo dostępu do drogi publicznej
Ciężarówki wywożące urobek kopalniany korzystają z drogi prowadzącej przez Pereszczówkę lub drogę leśną z wylotem w Strzyżówce, którą, za zgodą wójta, inwestor utwardził odpadami budowlanymi przekazywanymi wcześniej pomiędzy nim a gminą. – Droga przebiega pod naszym oknem. Przy słonecznej pogodzie jest tam pełno kurzu. Droga jest wąska, więc inwestor ją poszerzył wchodząc na sąsiednie działki, zrobił też dodatkowo łuki. Chcemy więc wyznaczyć punkty graniczne i postawić słupki betonowe – przybliża plany Zbigniew Korolczuk i zaznacza, że według jego wiedzy samo przekazanie odpadów i wywiezienie ich na wspomnianą drogę zostało wykonane z niezachowaniem przepisów i obecnie trwa dodatkowe postępowanie w tej sprawie. Podnosi również kolejną ważną sprawę, mianowicie gminne plany budowy drogi asfaltowej w kierunku kopalni, która, jeśli staną na niej znaki ograniczające tonaż do 3,5t, spowoduje wywóz urobku tylko i wyłącznie w kierunku Strzyżówki. – Wójt mówi: a co ja mogę zrobić, jak muszę dać każdemu możliwość dojechania do własnej działki? A ja się pytam: jak ktoś robi to nielegalnie, to też? – dziwi się lider protestu.
Wójt wyjaśnia, że pomimo domniemania działania niezgodnego z prawem, nie ma możliwości zablokowania dojazdu do posesji inwestora, ponieważ każdy właściciel nieruchomości ma prawo dostępu do drogi publicznej. Twierdzi, że o ile szerokość drogi jest właściwa, o tyle ilość wywiezionego urobku, również w opinii WIOŚ, rzeczywiście jest zbyt duża. – Urobek ten jednak nie zagraża środowisku, ponieważ jest to gruz budowlany, dlatego też z tego tytułu, względem gminy, która wyraziła zgodę na poprawę stanu drogi, pretensji w formie kar lub innych roszczeń nie będzie – wyjaśnia.
Będziemy bronić naszych dróg i spokoju
Sytuacji, w której ruch ciężarowy zostanie przekierowany tylko i wyłącznie w kierunku Strzyżówki obawiają się zaangażowani w protest jej mieszkańcy, na czele których stoi Radosław Michalczuk. Już teraz podkreśla on, że kopalnia, która miała być ziemnym stawem rybnym, pracując do późnych godzin wieczornych powoduje duży hałas słyszalny w zasięgu wielu kilometrów, a ciężarówki przejeżdżające przez miejscowość nie tylko niszczą nowy asfalt, ale też zagrażają bezpieczeństwu samych mieszkańców. – Strzyżówka walczy o to, by nie psuto naszych dróg. Jeśli będzie zablokowana droga w Pereszczówce, to cały urobek będzie wywożony przez naszą miejscowość. Nasze drogi nie nadają się do transportu ciężkiego – stwierdza Radosław Michalczuk . - Dlatego chcemy zablokować wywóz i działalność nielegalnej kopalni. Starosta rok temu zapewniał nas, że to będzie staw rybny, a to jest normalna kopalnia sprzedająca piach. W ubiegłym roku urobek wożono na pobliską budowę budynków Wipaszu, dziennie jeździło 100 ciężarówek. Obecnie są dni, kiedy jeździ 40 samochodów, a czasem żaden. Przez rok inwestor wywozi urobek, przyjeżdżają urzędnicy, a nikt z tym nic nie robi. Ktoś kpi z prawa i okrada gminę z ogromnych pieniędzy. Może ktoś w końcu pójdzie po rozum do głowy. Na pewno nie ograniczymy się do poziomu gminy i powiatu, niech urzędy nadzorcze w stolicy to rozstrzygną – deklaruje Michalczuk.
Zasadność protestu potwierdza również sołtys Strzyżówki. – Nam mieszkańcom chodzi o drogi, bo gmina włożyła w to dużo pieniędzy, w kamień, tłuczeń, pospółkę. A teraz ktoś będzie jeździł po tych drogach i je niszczył. Ile to kurzu i hałasu. Uważam, że większość mieszkańców przyłączy się do protestu. Jednak my prawdopodobnie mamy mikre szanse, bo teraz takie prawo, że kto ma kasę, to rządzi – stwierdza sołtys Eugeniusz Kuźmiuk .
To legalizacja bezprawia
Na spotkaniu przedstawicieli Pereszczówki, Strzyżówki i Żerocina, które odbyło się 31 lipca z udziałem wójta Kazimierskiego, włodarz poinformował zebranych o wpłynięciu wniosku inwestora o wydanie decyzji środowiskowej na pogłębienie stawu do 6 m. W ocenie Zbigniewa Korolczuka postępuje to w kierunku legalizacji tego, co zrobił do tej pory inwestor. - Nie widzę możliwości na dzisiaj, biorąc pod uwagę zakres prowadzonych prac i oczekiwania mieszkańców, by cokolwiek w tej kwestii zmienić. Będę dążył jednak do tego, by inwestor doprowadził sytuację do porządku prawnego. Do tego, by usunął hałdy, zaprzestał eksploatacji piasku i zasypał wyrobisko do głębokości 2,8 m – kontrargumentuje Kazimierski.
Musimy dbać o nasze interesy i wartość ziemi
W międzyczasie trwają procedury związane z drugą inwestycją na terenie tej samej miejscowości. Kolejny inwestor zwrócił się do gminy z wnioskiem o wydanie decyzji środowiskowej dla budowy kopalni, działającej, jak deklaruje, legalnie w granicach prawa wraz z ponoszeniem odpowiednich opłat i podatków. – Postępowanie środowiskowe zostało zakończone, inwestor zebrał wszystkie opinie od Sanepid-u, Wód Polskich, WIOŚ i Marszałka Województwa, więc ja jako organ mam obowiązek wydać stosowną decyzję, jeśli nie zachodzą przesłanki – przybliża szczegóły włodarz. – W mojej ocenie negatywne przesłanki zachodzą i chodzi tu o dojazd. Orzecznictwo mówi o tym, że kwestie transportu nie są istotne w postępowaniu środowiskowym. Ma to jednak znaczenie przy kopalni piasku, bo są to duże ilości towaru. Na chwilę obecną, biorąc pod uwagę położenie tej kopalni, nie widzę możliwości przeprowadzenia wywózki bez istotnego zniszczenia dróg lokalnych. Mogę uwzględnić ten argument i zdecydować o wydaniu decyzji negatywnej. Czy to się obroni i inwestor nie będzie dochodził swoich praw, tego nie wiem – zauważa Kazimierski.
Zarówno wójt, jak i mieszkańcy wymienionych miejscowości uważają, że powstające w okolicach kopalnie nastawione są na zyski podczas zbliżającej się do granic powiatu budowy autostrady. - Nie jesteśmy przeciwni rozwojowi, niech się ta autostrada buduje, ale nie może być tak, że w ciągu autostrady wszystko będzie pięknie utwardzone, oświetlone i zielone, a u nas zostaną zdewastowane drogi i wyeksploatowane grunty. Trzeba walczyć, by interesy nasze były zabezpieczone i ziemia nie straciła wartości. Uciążliwość i korzystanie z rozbudowy infrastruktury muszą być sprawiedliwie podzielone i o to się bijemy – podsumowuje wójt gminy Drelów.
Na chwilę obecną redakcji Międzyrzec.info nie udało się porozmawiać ze Sławomirem H., sprawa będzie jednak kontynuowana, ponieważ zainteresowani działacze deklarują wzmożenie sił w walce o legalne działania, spokój i dobre drogi. Jak zapowiada Zbigniew Korolczuk, będzie się bacznie przyglądał działalności inwestora z Pereszczówki, którego nazwisko obecnie kojarzone jest w związku z kontrowersyjną sprawą wycięcia lasu i budowy fermy drobiu w Rossoszu. – Zauważam ten sam mechanizm działania, w którym pojawiają się te same osoby. Jak powstanie drugi odcinek „Alarmu” i przyjrzą się temu odpowiednie organy, to już nie będzie tak wesoło – deklaruje lider protestu.
«Weather forecast from Yr, delivered by the Norwegian Meteorological Institute and NRK»
Copyright 2020 © Międzyrzec.info
Lokalny portal informacyjny