Jak bardzo zmieniło się Przechodzisko na przestrzeni połowy wieku? O tym świadczą chociażby dwie zestawione ze sobą fotografie przedstawiające ten sam niewielki wycinek krajobrazu wioski w roku ok. 1965 i 2021. Chałupy kryte strzechą zastąpiły murowane domy, wysokie drzewa ustąpiły na rzecz przydomowych rabat i ozdobnych krzewów, sękate drewniane sztachety płotów pochylały się dotąd, aż na ich miejsce ustawiły się równe przęsła, którym czas nie taki straszny. Polną drogę pokrył równy asfalt, pojawiła się elektryczność. A jedynym stałym elementem zdaje się być tylko tkwiąca na straży rodzinnej posesji Ludwika Prokopiuka biała kapliczka wybudowana z inicjatywy jego ojca Jana Prokopiuka o przydomku "Bryk" w 1936 r.
Na fotografii pochodzącej ze zbiorów Alicji Jedynak z d. Marczuk, na której na tle posesji Prokopiuków pozuje młody Jerzy Marczuk, kapliczkę przysłania wysokie drzewo, dziś natomiast jest ona jednym z centralnych punktów gospodarstwa Marianny i Ludwika jako cenna pamiątka minionych lat.
Przechodzisko "wczoraj" i dziś, które dzieli 56 lat (fot. ok. 1965 Jerzy Marczuk na tle posesji Prokopiuków, z arch. Alicji Jedynak, fot. 2021 r. Anna Ostapiuk)
Wieś w klamrach kołowrotów
Na fotografii tytułowej na tle tej samej kapliczki w roku ok. 1960 r. pozuje małżeństwo Marianna i Ludwik Prokopiuk z kilkuletnim wówczas synem Tadeuszem. Jak widać, przed nią stała ławeczka, zwyczajny przydrożny element ówczesnych czasów, na którym skupiała się towarzyska część życia mieszkańców. - T eraz nasza wioska jest malutka, blisko czterdzieści numerów, a kilka domów jest całkiem pustych. Kiedyś to i sześćdziesiąt numerów domów było - wspomina Ludwik Prokopiuk . 90-latek sięga wspomnieniami do lat 1900-tnych, o których opowiadali mu jego przodkowie. – T o mogło być w latach 1900-1904, dużo wcześniej niż powstała w latach trzydziestych kolonia. Cała wieś mieściła się wtedy przy jednej drodze, dopiero później geodeci wyznaczyli kolonie i ludzie się przenieśli coraz dalej. Zabudowa była zwarta, strzecha przylegała do strzechy. Dobry skoczek to by po dachach przeszedł przez całą wieś. Co dziesięć domów był wolny, niezabudowany ogród o szerokości 10 metrów, taki pas przeciwpożarowy, żeby uchronić kolejne domy w razie pożaru.
Przed posesją Prokopiuków w Przechodzisku (fot. arch. Alicji Jedynak - na fot., obok niej po prawej Jan Budzyński)
Na obu końcach wioski stały kołowroty, które broniły do niej dostępu. - Takie szlabany, które stały wzdłuż drogi, jak był wolny przejazd, a w poprzek, jak było zamknięte. Mimo, że szlabany były drewniane, nietrwałe, to uznawało się, że wioska jest zamknięta. Wartownicy pochodzili z Przechodziska i zazwyczaj po dwóch stawali na warcie, a szlaban zamykany był najpóźniej o godz. 22, otwierany dopiero o 5 rano. Jeden kołowrót stał koło starej kapliczki i raz była taka sytuacja ciekawa. Jakiś człowiek modlił się przy kapliczce i usłyszał dziwny dźwięk. Słucha, co to za licho. A to na koniu ktoś podjechał, musiał z konia zejść, bo szlaban zamknięty. To był złodziejaszek, który konie w wioskach kradł i tak się tu wysypał. Takie to zabezpieczenie miała wioska - przypomina opowieści swojego dziadka i ojca emeryt z Przechodziska.
Jak wskazuje Prokopiuk, drugi kołowrót stał na przeciwnym końcu drogi, na historycznym krańcu wsi, tu gdzie do tej pory stoi dwuramienny krzyż upamiętniający epidemię cholery, odnowiony z zachowaniem jego dawnego wyglądu. - W tym miejscu krzyż postawili ludzie w czasie cholery. Mówili później: "To Krzyż cudowny, bo jak się go postawiło, to ze wsi odpłynęła epidemia". Wtedy umarły trzy rodziny i zostały pochowane na cmentarzyku cholerycznym. (o którym w dalszej części wspomnień...)
Krzyż choleryczny na historycznym krańcu Przechodziska, tu stał również kołowrót (fot. Anna Ostapiuk)
Pas przeciwpożarowy
Wartownicy stali też na warcie na wypadek pożaru wioski. - Ale jak już wybuchł pożar w jednym z dziesięciu domów to już ich nie ratowali, bo i tak by to nic nie dało. Ogień skakał od strzechy do strzechy. Wszyscy skupiali się z wiadrami wody i mokrymi szmatami i ratowali te domy koło pasa pożarowego. Tak mi mówił dziadek - opowiada Ludwik Prokopiuk. - W tych ogrodach rósł groszek wysoki i fasola tyczkowa, mieszkańcy rwali je i rzucali na dachy pokryte słomą, żeby nie zajęły się od ognia. W Przechodzisku nie było wtedy straży, przyjeżdżała chyba z Międzyrzeca.
Straż Pożarna w Przechodzisku powstała w 1948 r., tuż po tym jak czynem społecznym wybudowano pierwszą remizę. Środki pieniężne na jej budowę zbierano między innymi dzięki występom grupy teatralnej, w której występował również Ludwik Prokopiuk, ale o tym w następnej części wspomnień.
Kapliczka w Przechodzisku z 1939 r. (fot. Anna Ostapiuk)
Kapliczka na legarach
Widoczna na powyższym zdjęciu obecna drewniana kapliczka, przy której gromadzą się mieszkańcy wioski, została zbudowana w 1939 r. ze środków finansowych wsi na kawałku działki, której użyczył pan Kołkowicz. - Kiedyś była tu inna kapliczka, stała na legarach na rowie koło Machonia. Postawili na rowie, bo nie mieli gdzie postawić. Melioracja pozwoliła, że może tak być, bo woda pójdzie pod kaplicą. Była bardzo ładna, miała drewniane szczytko i taką ozdobną, rzeźbioną obramówkę. To przed tą kapliczką zostało wykonane zdjęcie, na którym jest od lewej: moja siostra Franciszka Prokopiuk i jej dwie koleżanki Marianna Kubik i Sabina Kołkowicz. No i ja, ten nagniewany i zapłakany. To było w 1937 r., miałem 6 lat i chciałem być na tym zdjęciu, a moja siostra mnie wyganiała, krzyczała: "Uciekaj, ty nie potrzebny!" - śmieje się Ludwik P. - Ale ten co miał aparat zawołał mnie, powiedział: "Chodź, chodź, Ludwiczku, ja cię lubię i ją ugadam", no i takie zdjęcie wyszło. Ja już byłem nie w sosie i nie stanąłem koło siostry, tylko koło Marianny. Ten fotograf to był późniejszy major Stanisław Struczyk z Warszawy, był tutaj akurat u swojego stryja. Miał swój zakład w Warszawie. Jak się minie Wisłę to zaraz na prawo, trzeba było iść na Żoliborz, na ulicę Mickiewicza 40. Jego rodzice pochodzili z Przechodziska, a stryjem był tu mieszkający Szymon Struczyk. Szymon miał dużą sadzawkę u siebie.
Na fotografii ubrane na biało dziewczynki, z kwiatkami w dłoniach, co nasuwa myśl o komunii lub innej uroczystości, ale mój rozmówca wyjaśnia, że to był zwyczajny dzień, tak na co dzień ubierane były tu dzieci.
Przed starą kapliczką w Przechodzisku, 1937 r., od lewej: Franciszka Prokopiuk, Marianna Kubik, Ludwik Prokopiuk i Sabina Kołkowicz (fot. arch. Ludwika Prokopiuka)
Dawniej standard, dziś zabytki
Dzisiejsze podwórka gospodarcze w Przechodzisku w niczym nie przypominają tych sprzed kilkudziesięciu lat. Zniknęły strzechy i stare zabudowania, budynki są najczęsciej murowane, nowoczesne. Na podwórku samochody, traktory, maszyny rolnicze. - Teraz to jest nowocześnie, a kiedyś to same zabytki były. Obory i stodoły też były strzechą kryte, tak jak ta nasza za moimi plecami, co to ją jeszcze dziadek stawiał - wskazuje na jedną z fotografii Ludwik. Na zdjęciu on sam, już po wojsku, na ulubionej klaczy o imieniu Bożena przed starą stodołą w gospodarstwie rodziców. Właśnie wybiera się z pługami na pole. Do pługa oczywiście typowy dla tamtych lat zaprzęg konny.
Ludwik Prokopiuk na ulubionej klaczy Bożena, obok koń Jawor, na tle starej stodoły krytej strzechą (fot. arch. Ludwika Prokopiuka)
Z Bożeną też wiążą się miłe wspomnienia. - Tato kupił ją jak miała 2 lata i ja zawsze dawałem jej marchewki albo grudki cukru. Rozpieściłem ją, a ona chodziła za mną jak pies. Jak poszedłem do wojska to siostra mi opowiadała, że Bożena chodziła po całym podwórku i mnie szukała.
Kilkuletni Ludwik Prokopiuk na ukochanej klaczy Bożena (fot. arch. Ludwika Prokopiuka)
Dawne zabudowania kryte strzechą widoczne są na pamiątkowych fotografiach z albumu Alicji Jedynak z d. Marczuk pochodzącej z Przechodziska. Młody Jerzy Marczuk na rowerze i Alicja na motorze. W tle wiekowa zabudowa.
Jerzy Marczuk na podwórku w Przechodzisku (fot. arch. Alicji Jedynak)
Alicja Jedynak z d. Marczuk na podwórku w Przechodzisku (fot. arch. Alicji Jedynak)
Relikt przeszłości
Jednym z ciekawych miejsc w Przechodzisku, dziś już będący tylko współczesną formą upamiętnienia, jest pamiątkowy cmentarz choleryczny, na którym pochowani byli zmarli na cholerę członkowie trzech rodzin. - Jak panowała tu cholera to został wycięty taki cmentarz. Dziadek opowiadał, że pochowali tu trzy rodziny. Krzyż powstał za czasów ks. Szlanty, na wniosek mieszkańców. Tak zarządził sołtys Jan Kortoniuk. Zrobił krzyż, a malował go mój zięć Makaruk.
Cmentarz choleryczny w Przechodzisku (fot. Anna Ostapiuk)
Wielkimi krokami we współczesność
Dziś przez historyczną część Przechodziska wiedzie gładka asfaltowa nawierzchnia drogi, którą jeszcze za czasów młodości Ludwika Prokopiuka pokrywał piach i wszędobylski kurz. - Było dużo błota, zwłaszcza na wiosnę jak padał deszcz, trzeba było chodzić w gumowcach. Betonówkę nam zrobili chyba w 2010 r., a asfalt cztery lata później. Cement na drogę to prosto z woreczków rzucali, potem sprężynówka traktorowa przemieszała ten cement ze żwirem, polali wodą i ucisnęli wałem. I to było takie podglebie betonowe, już nam się nie kurzyło. Prąd we wsi założyli, jesli dobrze pamiętam, w 1970, może 1971. Wieś coraz bardziej się zmianiała, trochę na lepsze, a trochę na gorsze - zauważa 90-latek. - J est wygodniej, ale to nie ta sama wioska co kiedyś. Rolnictwo jest teraz bardzo zmechanizowane, ale nie ma następców. Zostali starsi, młodzi wyjeżdżają. Tylko w kilku miejscach gospodarstwa przejęli młodzi i prowadzą je wzorowo. A wiadomo, jak nie ma następców, to niedługo będzie koniec.
Ludwik Prokopiuk przy pracy w dawnym gospodarstwie (fot. arch. Ludwika Prokopiuka)
- Nasza wioska się nie odmładza. Kiedyś była taka ożywiona, to była taka prawdziwa wieś. Dzisiaj młodzież umyka, na chwilę się zatrzyma, ale jak nikogo nie ma, to znów pusto. Pamiętam, że jeszcze w latach 1942-1947 rolnictwo się trzymało, ale po 1950 r. był już duży odpływ ze wsi, teraz to chyba 100%. Zostaje może 4% ludzi na rolnictwie, mimo że jest bardzo dobry sprzęt - wylicza emeryt, który chętnie wraca pamięcią do czasów swojego dzieciństwa i młodości, gdy we wsi wciąż tętniło życie, było dużo dzieci i młodzieży. I choć nie było lekko być dzieckiem, podkreśla, że to jednak było, choć zupełnie inne, bardzo dobre życie.
Do szkoły trzeba było dojść pieszo do Drelowa, czasem jakiś sąsiad litościwie podwiózł furmanką. Oprócz szkoły codzienne obowiązki, bo najpierw pasł krowy, potem wziął się za kosę,w swoim gospodarstwie i na zarobek...
Ale o tym już w następnej części wspomnień Ludwika Prokopiuka. 90-latek opowie m.in. o "czupajdanach", szkole w Drelowie za czasów okupacji i patriotycznych działaniach jej przedstawicieli, pracy tracza i kosiarza, służbie wojskowej, wspomni znakomitych rzemieślników i ich warsztaty oraz członków kapeli z Przechodziska, a także dożynki, sztuczki miejscowej grupy teatralnej i zabawy w klubie przy remizie. A wszystko to będzie okraszone kolejną porcją pięknych, pamiątkowych fotografii.
Cdn...
«Weather forecast from Yr, delivered by the Norwegian Meteorological Institute and NRK»
Copyright 2020 © Międzyrzec.info
Lokalny portal informacyjny